sobota, 23 maja 2015

Rozdział 69

Po 30 minutach usłyszałem dźwięk dzwonka, a więc skierowałem się w stronę drzwi, aby otworzyć, bo chłopaki byli zajęci. Otworzyłem drzwi i to co ujrzałem mnie bardzo zdziwiło. Za drzwiami stał jakiś mężczyzna z prywatnym detektywem, którego wynająłem, aby znalazł rodzinę Moni. Jak się okazało znalazł jej ojca. Wiedziałem, że jej rodzice zginęli w wypadku, a tylko Monika przeżyła, a potem zajmowali się nią dziadkowie, a konkretnie dziadek, którego bardzo kochała. 
-Witam panie Styles!
-Dzień dobry. Zapraszam do środka. I nadal zdziwiony wpuściłem mężczyzn do środka. 
-Wykonałem swoje zadanie. Znalazłem rodzinę panny Levy. 
-To cudownie. A to kto?
-Marek Dobrzański. Miło mi pana poznać. Powiedział mi nowo poznany mężczyzna. 
-Zaraz zaraz. Dobrzański? A nie Levy?
-Nie! Zmieniłem nazwisko.





-Czemu? Żeby Monika pana nie znalazła?
-trochę tak, ale miałem inne powody. 
-To ja może panów zostawię. Wyraził swoje zdanie detektyw. 










-No dobrze. Powiedziałem odprowadzając go do drzwi. 
Jeszcze raz dziękuję. Honorarium będzie miał pan jutro na koncie.
-Proszę się nie spieszyć! Wiem, że ma pan dzisiaj ślub, a więc proszę uregulować należność w ciągu tygodnia. 
-No dobrze. 
-A bym zapomniał. Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. 
-Jeszcze raz dziękuję. Wróciłem do salonu gdzie czekał na mnie niby ''mój teść". Nie wiedziałem o co mam się go zapytać, a więc usiadłem bez słowa i czekałem na jego wypowiedz. Po chwili ciszy w końcu wykrztusił parę słów. 
-To ty zostaniesz mężem mojej córki?
-Tak dzisiaj oficjalnie Monika zostanie moja żona. 
-To świetnie. Mam nadzieje, ze się nią zaopiekujesz.
-Na pewno lepiej niż pan! Czemu pan ja opuścił i udawał, że nie żyje?
-To długa historia. 
-Proszę mówić! Mam jeszcze 5 godzin do ślubu, a więc godzinę mogę poświecić panu. 
-No dobrze. To był piękny dzień. Jechaliśmy na wycieczkę za miasto. Ja prowadziłem, a z boku siedziała moja zona, a z tyłu dzieci. 
-I co było dalej?
-Wszystko było dobrze do momentu w którym nie wyjechał z prawej strony bus. Kierowca wtargnął na drogę na czerwonym świetle i prosto w nas uderzył/.
-I tylko Monika i pan przeżyliście?
-Ona była taka malutka, a ja nie potrafiłem się nią zając. Nie mogłem się pogodzić ze strata czwórki najbliższych mi osób. Wpadłem w depresję i wyjechałem z Polski, a Monisią zajęli się dziadkowie. 
-Zaraz jak to czwórki?
-Magda moja zona była w ciąży. To miały być bliźniaki. Rodzina jeszcze nic o tym nie wiedziała. Chcieliśmy im o tym powiedzieć już w kolejna niedzielę po wypadku, bo wypadała akurat rocznica naszego ślubu. 
-Współczuję, ale była jeszcze pańska córka. Nie interesował pana jej los?

















-Codziennie o niej myślałem. Tylko moja mama wiedziała o moim istnieniu i wysyłała mi zdjęcia, ale gdy zmarła jakieś 15 lat temu kontakt się urwał. 

-Nie potrafię zrozumieć takiego postępowania. 
-Wiem, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale wiem jedno, że nie chcę jej popsuć najważniejszego dnia w jej życiu. 
-Co pan zamierza? Spytałem.
-Chcę ja tylko zobaczyć. 
-A nie powie pan jej prawdy?
-Po co? I tak mnie znienawidzi.
-Ja nie będę ukrywać przed moja zona prawdy. Dzisiaj jej tego nie powiem. Poinformuje ją o tym kilka dni po ślubie. Zgadza sie pan?
-Czemu nie? I tak nie mam nic do stracenia. 
-Dzisiaj będzie pan jako gość na naszym weselu. 
-Nie ja nie mogę. 
-Może pan!
-A co na to Monika?
-Powiem jej, że jest pan przyjacielem mojej rodziny. 
-No dobrze, ale mów mi Marek.
-Okey, ja jestem Harry. 
-Bardzo się cieszę, że mnie odnalazłeś Harry. 
Myślę, że zrobiłem dobrze zapraszając go na ślub. Przecież to ojciec Moniki. Nie mieli ze sobą kontaktu, ale jeśli się znalazł i to w dzień naszego ślubu to czemu nie? To musi być dobry znak. Pomyślałem i zabrałem się do szykowania się do ślubu. 
OCZAMI MONIKI:
Jestem już gotowa. Suknia leży na mnie idealnie. 
-Wyglądasz jak księżniczka. 
-Dziękuję Kinia. Za to że jesteście i ogólnie za wszystko.
-Za ile wyjeżdżamy? Spytała radośnie Gosia wtrącając się do rozmowy.
-Za 5 minut. Powiedziała już gotowa Gemma. 
-Ale limuzyna już stoi! Oznajmiła moja przyjaciółka.
-A więc chodźmy. Powiedziałam i wzięłam bukiet w dłonie.
Kościół był dosyć blisko, bo jakieś 15 km, ale droga strasznie mi się dłużyła. Po zajechaniu na miejsce drzwi otworzył nam kierowca i zaczęły po kolei wysiadać moje druhny, a na końcu ja. Do ołtarza poprowadzi mnie ojciec Harrego. Nie ukrywam, że wolała bym aby to mój tata towarzyszył mi, ale cóż on nie żyje. Harold czekał na mnie już przed ołtarzem, a ja witałam się z naszymi świadkami. 
-Cześć chłopaki!
-Ślicznie wyglądasz!
-Dziękuję Loui. Wszystko gotowe?
-Tak Księżniczko. Dodał Zayn.
-A gdzie twoja dziewczyna? Zapytałam pospiesznie.
-Czeka w kościele.
-Okey. Później ja poznam. 
-Mogę prosić?
-Oczywiście. Powiedziałam z uśmiechem i wzięłam pod rękę mojego przyszłego teścia. 
OCZAMI HARREGO:
Czekałem cały zestresowany przed ołtarzem. Już nie mogłem się doczekać kiedy zobaczę Monikę. 
Organista zaczął grać, a więc zaraz powinienem ją zobaczyć, lecz jako pierwsi pojawili się Kinga z Louisem, potem Gosia z Niallem, a następnie Zayn z Gemmą, a tuz za nimi Liam z Kate. 

Gdy oni już stali obok mnie do kościoła wkroczyła moja piękność z moim ojcem. Uśmiechała się delikatnie spoglądając na gości siedzących w ławkach. Tuż po chwili stała blisko mnie, a serce zaczęło mi walić, ale nie wiedziałem czy w tym momencie ze stresu czy może z podniecenia?

CZYTASZ=KOMENTUJESZ