Około południa zjawiłam się w przychodni, aby zrobić badania. Lekarz dyżurny skierował mnie na podstawowe badania, lecz już po około godzinie były już pierwsze wyniki. Lekarz poprosił mnie do gabinetu.
-Niech pani usiądzie.
-Coś nie dobrze z moimi wynikami?
-Wszystko jest w porządku, ale pani jest w 2 miesiącu ciąży.
-Słucham? Zapytałam zdziwiona.
-Pani Levy-Styles chyba nie muszę tłumaczyć skąd się biorą dzieci?
-No nie, ale nic nie zauważyłam.
-Spokojnie, teraz proszę o siebie dbać i się nie denerwować.
-Dziękuję panie doktorze. Będę się stosować do wszystkich zaleceń.
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ:
Wróciłam do domu. Od razu chciałam o wszystkim powiedzieć Harremu, ale się powstrzymałam. Zaprosił mnie na kolacje, a więc wtedy wyznam mu całą prawdę. Około godziny 20;30 byłam już gotowa do wyjścia, ale Harrego nadal nie było. Troszeczkę się tym denerwowałam bo nie dawał cały dzień znaku życia, ale moje rozmyślania przerwał mi dzwonek do drzwi. Pośpiesznie otworzyłam i ujrzałam Marka.
-Dobry wieczór.
-Witaj! Wejdź.
-Dziękuję. Jest Harry?
-Zaraz powinien być. A co Cię do nas sprowadza?
-To nic ważnego.
-A okey, a więc może się czegoś napijesz?
-Tak, poproszę wodę.
-Już się robi. Po krótkiej rozmowie pojawił się Harry z bukietem czerwonych róż.
-Skarbie to dla Ciebie!
-Dziękuję. Musnęłam delikatnie jego usta po czym włożyłam kwiaty do wody.
Jak się okazało do restauracji wybrał się z nami także Marek. Po zjedzonym posiłku czekając na deser Harry zaczął rozmowę bardzo poważnym głosem.
-Kochanie musimy ci coś powiedzieć!
-Tak o co chodzi?
-No bo ja jestem.... powiedział Marek i przerwał swoją wypowiedz.
-Pamiętasz jak rozmawialiśmy o twojej rodzinie?
-Tak, ale to zamknięty rozdział. Moi rodzice i brat zginęli w wypadku, a dziadkowie już zmarli. Nie mam nikogo. Nie wracajmy już do tego.
-Ja w tajemnicy wynająłem prywatnego detektywa, który znalazł twoją rodzinę.
-Nie wygłupiaj się. Nikt nie żyje. Przestań to rozpamiętywać. Nie mam na to ochoty! A po za tym jest jeszcze Marek. On na pewno nie chce słuchać takiej smutnej historii prawda? Spojrzałam pytająco na niego z prośbą o potwierdzenie mojego zdania,ale on zaprzeczył.
-Nie czemu ja chętnie posłucham.
-Harry proszę nie teraz!
-Dobra powiem ci to i już. Marek Dobrzański to twój ojciec!
-Co? Oszalałeś? On nie żyje a po za tym mój tata nazywał się Marek Levy.
-To prawda. Jestem twoim ojcem. Powiedział mężczyzna.
-Co?
-To prawda.
-.... Zamurowało mnie. Nie mogłam powiedzieć ani słowa, więc od razu wybiegłam z restauracji. Słyszałam krzyki mojego męża i ojca, abym się zatrzymała, ale ja nie posłuchałam i uciekłam w głąb miasta. Nie mogłam uwierzyć że mogli mnie tak oszukać. Od naszego ślubu minęło jakieś dwa miesiące a oni tak długo mnie okłamywali. Moje życie straciło sens.
Błąkałam się ulicami Londynu całą noc, aż w końcu zdecydowałam się zadzwonić do Zayna. Wiedziałam, że on mnie nie odtrąci i nie wyda gdzie jestem.
-Zayn? powiedziałam niepewnym głosem.
-Tak, coś się stało?
-Możesz po mnie przyjechać?
-Pewnie, gdzie jesteś?
-W parku na drugim końcu miasta.
-Okey, a co ty tam robisz?
-Wszystko ci powiem jak się spotkamy.
-Już jadę.
-Dziękuję, ale nic nie mów Harremu.
-Dobrze. Czekaj tam na mnie!
Po upływie 30 minut zobaczyłam Zayna.
-Jeszcze raz dziękuję, że przyjechałeś!
-Nie ma za co. Mów co się stało. Po chwili milczenia opowiedziałam cały dzisiejszy wieczór. Opowiadając widziałam zdziwienie na jego twarzy.
-Monia to w ogóle możliwe?
-Jak widać. Mam jeszcze prośbę.
-Proś o wszystko co chcesz.
-Muszę wyjechać!
-Co?!
-Już postanowiłam, ale nie mam przy sobie żadnych dokumentów. Możesz mi je przywieść tak aby Harry się nie zorientował?
-Tak, ale czy to dobra decyzja?
-Tak. Nie mogę być z człowiekiem, który mnie okłamuje!
-Przemyśl to jeszcze!
-Nie nie ma czego. Jutro rano jedz do naszego domu i zabierz dokumenty są w szufladzie w sypialni.
-A twoje rzeczy?
-Kupie nowe.
OCZAMI ZAYNA:
Zrobiłem tak jak prosiła Monia. Pojechałem do jej domu. Spotkałem u progu Harrego, który opowiedział mi wszystko i spytał o powód mojej wizyty.
-Wiesz co Monia kupiła dla Julki wisiorek i chciałem go odebrać.
-Nie wiem gdzie jest!
-Poszukam.
-Proszę, ja muszę iść poszukać Moni. Jak będziesz wychodzić zatrzaśnij drzwi.
-Okey. Powiedziałem i poszedłem na górę. Pomyślałem łatwo poszło. Jeśli nie ma Harrego to zabiorę też parę jej rzeczy na pewno się przydadzą. Spakowałem pośpiesznie dwie walizki i pojechałem do Moni.
-Załatwiłeś? spytała przeglądając godziny odlotów samolotów z Londynu.
-Tak i mam jeszcze parę twoich rzeczy.
-Świetnie! Jesteś kochany.
-Monia, wiesz że ja dla Ciebie wszystko, ale czy do dobra decyzja?
-Tak. Na pewno!
Około godziny 12:30 zawiozłem Monikę na lotnisko. Nie chciała nawet powiedzieć gdzie leci, no cóż to jej decyzja ale będzie mi jej bardzo brakować.
-Odezwiesz się do nas?
-Tak zadzwonię. Muszę najpierw zmienić numer i zadzwonię.
-Obiecujesz?
-Tak. Tylko nie mów nikomu że mi pomogłeś okey? Nie chcę abyś miał przeze mnie kłopoty.
-Monia daj spokój.
-Jak cię nie było napisałam parę listów, które wysłałam do moich przyjaciół z informacją.A teraz nie zadawaj więcej pytań tylko przytul. Moje pożegnanie trwało chyba wieczność, gdy już Monia odleciała pojechałem do Louisa, ale spotkałem ich pod domem Harrego.
-Zayna ty wiesz już?
-O czym? udałem głupiego.
-Monia wyjechała nie wiadomo gdzie.
-A Harry już wie? Spytał Louis.
-Nie wiem. Zaczęliśmy dzwonić do drzwi ale nikt nie otwierał, a samochód jego stał na podjeździe, więc od razu przyszło nam do głowy że mogło stać się coś złego.
-Odsuń się! Wyważę drzwi. Krzyknął szatyn.
Ne trzeba. Ja mam klucze. W tym momencie nikt nie pytał się mnie o ich posiadanie. Po otworzeniu drzwi zobaczyliśmy Harrego leżącego w salonie a koło niego plama krwi.....
CZYTASZ=KOMENTUJESZ